TOMAS
– Tomas! Tomas, zaczekaj! – żyłka na jego czole zapulsowała, kiedy usłyszał za sobą dziewczęcy głos. Nie miał pojęcia dlaczego go tak denerwował, choć umysł podpowiadał mu, że powodem może być scena, którą zobaczył w poniedziałek na korytarzu. Od tamtej pory z jego oczu wydobywały się pioruny, które co rusz uderzały w Emily, jeśli ta znalazła się w zasięgu jego wzroku.
– Dla ciebie pan Nixon – Tomas nie chcąc robić widowiska, zatrzymał się i oparł o swój samochód. Luisa jeszcze nie było, co w sumie cieszyło Toma. Nie chciał, żeby ta dziewczyna nawet na niego patrzyła.
– Och, przestań, przecież znamy się od dawna. Może chciałbyś się ze mną wybrać do kina?
Brwi Tomasa powędrowały do góry. Czy ona w ogóle nie zauważyła tej całej niechęci? Przecież wie już o związku jego i Luisa.
– Emily, jakbyś nie zauważyła jestem teraz z Luisem. W przeciwieństwie do ciebie go nie zdradzę. Przestań usiłować nas rozdzielić. Kocham go, a on kocha mnie i ty tego nie zmienisz.
Dziewczynie mina zrzedła, ale na jej twarzy utrzymał się sztuczny uśmiech. Jej dłonie zacisnęły się, co próbowała ukryć chowając je za plecami.
– Tomas, nie wiesz co mówisz, przecież ty go nie kochasz. Po prostu dawno nie byłeś z dziewczyną taką jak ja. Ktoś ci musi przypomnieć jak to cudownie jest być z kobietą – Emily przejechała pomalowanym paznokciem po jego koszuli. – Przecież wiesz, że niepotrzebnie się rozstaliśmy. Byłam wtedy jeszcze niedojrzała i głupia. Nie potrafiłam dostrzec tego uczucia jakim mnie darzyłeś, ale teraz już wiem, że mnie kochałeś i dalej kochasz. Nie martw się uświadomię ci to – stanęła na palcach i próbowała go pocałować, ale Tomas ją odepchnął.
– Nie pozwalaj sobie. Jestem twoim nauczycielem i tak też masz mnie traktować. Niczego sobie nie wyobrażaj. Między nami niema nic oprócz niechęci do ciebie z mojej strony. Masz nie zbliżać się do Luisa, albo obiecuję ci, pożałujesz.
Skończył swoją wypowiedź i spojrzał w stronę szkoły. Luis właśnie opuszczał budynek i podejrzliwie popatrzył na blondynkę. On też nie czuł się przy niej dobrze.
Tomas podszedł do niego i pocałował w usta. Nie musieli się ukrywać, bo wszyscy już o nich wiedzieli. Były osoby, którym się to nie podobało, ale chcąc nie chcąc musieli tolerować brata swojego szefa i jego partnera.
Tomas chwycił Luisa za rękę i całkowicie ignorując rozeźloną ladacznicę, poprowadził do samochodu, gdzie otworzył mu drzwi. Białowłosy uśmiechnął się na ten gest i poczekał aż Tomas zajmie miejsce kierowcy.
– Co ona od ciebie chciała? – Luis spojrzał za odchodzącą Emily.
– W sumie to nic. Musi nadrobić materiał z historii i chciała się mnie o coś zapytać – Tomas nie zamierzał niepokoić Luisa słowami dziewczyny i jej pustymi obietnicami. Nie zamierzał zostawić Luisa, więc nie było się o co martwić.
– Aha. Rozmawiałem z Ethanem. Mam zaprasza nas na obiad.
– Jakoś nie wydaje mi się, żebym był tam mile widziany – Tomas skrzywił się, a Luis cicho zachichotał.
– Nie martw się, ochronię cię przed moimi krwiożerczymi braćmi.
– Bardziej się boję twojego ojca. Jakoś nie wyobrażam sobie, że przyjmie mnie w rodzinie z otwartymi ramionami.
– Nie martw się. Mama już ci chyba wybaczyła, więc tata nie ma wyboru – Tomas uśmiechnął się n a ten sposób myślenia partnera.
– Więc kiedy ten obiad? – uśmiech Luisa wynagrodził mu przyszłe nieprzyjemności.
– Za dwie godziny – mina Tomasa chyba wyraziła wszystkie jego myśli, bo Luis pochylił się i pocałował go w policzek.
– Nie martw się, Ricka masz już po swojej stronie, Ann tym bardziej. Został ci już tylko tata i Ethan, bo Michaela przekupisz jakąś grą komputerową – Luis puścił mu oczko i uśmiechnął się słodko.
Tomas spojrzał na drogę i zjechał w jakąś boczną uliczkę, by zatrzymać samochód i pocałować Luisa namiętnie.
– A to za co?
– Uśmiechaj się tak dalej, a spóźnimy się na ten obiad.
– Zabieraj te łapy. Ja nie mam zamiaru skomleć na krześle przy rodzinie – Luis asekuracyjnie odsunął się na drugi koniec samochodu.
– Masz rację, jeszcze by mnie zabili za sprawienie bólu kochanemu braciszkowi i synowi. Ale co to byłby za przyjemny ból – Tomas poruszył zabawnie brwiami i ruszył w dalszą drogę.
Zatrzymali się przed niewielkim domkiem, który tymczasowo wspólnie wynajmowali. Początkowo Luis opierał się przed tym, ale w końcu niska cena, piękny ogródek i prośby Tomasa doprowadziły do tego, że się ugiął i nawet zamówił nawy stół do salonu, gdyż jego zdaniem „gryzł się on z peridotowymi ścianami”. Tomas kompletnego pojęcia nie miał czym ten kolor ścian różnił się od zielonego, ale Luis upierał się, że różnica jest ogromna.
W każdym razie stanęło na tym, że na razie wynajmują mały domek w dosyć bezludnej okolicy. Im to nie sprawiało problemu, a dzięki temu, że wszystko było trochę daleko, cena była dużo niższa.
W środku przywitały ich jeszcze nie rozpakowane pudła. Jak dotąd nie mieli ani czasu, ani ochoty, by rozpakować wszystkie rzeczy. Wyciągali stopniowo to co było im w danej chwili potrzebne i jakoś żadnemu to nie przeszkadzało. Dopóki nie zadzwoniła Annabeth.
LUIS
Komórka Luisa zadzwoniła, kiedy tylko przekroczyli próg domu. Białowłosy kliknął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha.
– Hej Luis. Nim cokolwiek powiesz, to wiedz, że zdobyłam twój adres i za półtorej godziny przyjedzie do ciebie cała rodzina, by zjeść wspólnie obiad. Mam nadzieję, że masz porządek. Wszystko już ustalone, pamiętaj godzina szesnasta. Pa.
Wyrzuciła to z siebie na jednym wdechu, nie dając Luisowi się sprzeciwić, bądź cokolwiek innego powiedzieć. Przerażony Luis rozejrzał się po pokoju wyglądającym jakby chwilę temu przeszło przez nie tornado. W końcu spojrzał na Tomasa, który stał na tyle blisko by usłyszeć nie tylko jego, ale też Ann mówiącą przez słuchawkę.
– Nawet mi nie mów, że…?
– Owszem. I nawet nie wątp w to, że żartowała. Znając ją, naprawdę tu przyjdą.
– Więc co robimy? Bo ucieczka pewnie nie wchodzi w grę – Tomas spojrzał na niego błagalnie.
– Nie ma opcji. Oberwałoby nam się i to kilkakrotnie. A tobie pewnie nigdy nie zostałoby wybaczone. Tylko nawet w optymistycznej wersji nie zdążymy tego wszystkiego posprzątać! A jeszcze trzeba znaleźć na strychu skrzynkę z zastawą, umyć naczynia i skosić trawnik bo jak mama go zobaczy… Wolisz nie wiedzieć co zrobi. – Luis przełknął ślinę na wspomnienie dnia, kiedy rodzice wracali z urlopu, a on nie skosił trawnika.
– Było aż tak źle?
– Wolałbym pójść z mamą i Ann na zakupy, niż to powtórzyć.
– To naprawdę musiało być okropnie.
– Może nawet przekonasz się jak bardzo. Nie zdążymy z tym wszystkim we dwóch!
– Nie martw się. Przecież mam swoją Załogę, prawda?
– Masz na myśli tych twoich osiłków? Przecież oni są ze sił specjalnych, a nie z ekipy sprzątającej.
– Nie martw się. Frank, Zack, Pablo i Alex wiszą mi nie jedną przysługę. Przyjdą, nie ważne o co poproszę.
– Jesteś pewny, że chcesz wykorzystać przysługę do mycia podłogi i garnków?
– Czy jest coś straszniejszego od spotkania z niezadowolonymi teściami? – Tomas uniósł brwi z całkiem poważną miną. Luis uśmiechnął się i pocałował go w policzek.
– Tylko poproś, żeby szybko przyszli.
Tom uśmiechnął się i wyciągnął telefon. Dokładnie minutę później, bo zniecierpliwiony Luis cały czas zerkał na zegarek, zadzwonił dzwonek do drzwi.
Tomas otworzył je i przywitał się ze swoimi przyjaciółmi.
– Czy kiedykolwiek dowiem się jakim cudem przybyliście tu w minutę? – Luis podszedł do przybyłych i stanął w progu salonu. Oni tylko z uśmiechami popatrzyli po sobie i zwrócili się w jego stronę.
– Mamy taki nowy wynalazek, który jest dość tajny, ale podzielimy się z tobą tą wiedzą – Zack rozejrzał się jakby szukając szpiegów po czym nachylił się w stronę Luisa. Ten zaciekawiony nadstawił ucha. – Zwie się… przyczepa tuż za waszym domem, Maleńka – wyszeptał to tak poważny, tonem, że Luis przez chwilę nie wiedział co robić. Zack zaśmiał się na widok jego miny i pocałował go w policzek. Na ten gest Luisowi omal oczy z orbit nie wyleciały.
– Te, trzymaj się swojego chłopaka – Tomas pociągnął Luisa do siebie i kiwnął Frankowi. – Zabieraj mi stąd tego Casanovę.
– Nie martw się, nie tknie go już ja o to zadbam – Frank złapał Za koszulkę Zacka i wytargał go do łazienki, która znajdowała się tuż obok salonu.
– Czy oni…? – Luis stał wpatrzony w drzwi z otwartymi ustami.
– Są razem. Odkąd pamiętam – Tomas uśmiechnął się do Luisa i pociągnął go na górę. Za nimi ruszyli Alex i Pablo.
– Czemu tam idziemy? – Luis planował zacząć sprzątanie od kuchni, by w razie czego zostawić górę nie posprzątaną.
– Poszukać zastawy. Lepiej nie schodź na dół przez najbliższe pół godziny – Tomas zbliżył swoje usta do ucha Luisa. – No chyba, że chcesz posłuchać jakie dźwięki wydajesz, kiedy jestem w tobie – zamruczał, a Luis momentalnie spalił buraka i walnął Tomasa w żebra.
– Zamknąłbyś się – Pablo i Alex zaśmiali się i poklepali Tomasa po ramieniu.
– Pomoglibyśmy ci Szefie, ale Maleńkiej boimy się bardziej.
– Ta, a czasem jest taki milutki.
– Będziecie tak gadać czy weźmiecie się w końcu do roboty? Mamy mało czasu, a at dwójka na dole raczej nie pomoże! – Luis popchnął chłopaków w stronę strychu, a Tomasa przytrzymał chilę przy sobie.
– Masz szlaban na mój tyłek przez tydzień. Jeszcze jedno słowo o tym jaki to jestem milutki, a miesiąc murowany.
– Już się zamykam – Tomas z przerażoną miną zamknął usta na zamek i wręczył Luisowi wyimaginowany kluczyk.
– No, masz szczęście – chłopak uśmiechnął się i ruszył na strych.
Kiedy w końcu znaleźli kosiarkę i całą zastawę, zaszli na dół. Frank i Zack właśnie wychodzili z łazienki, ten drugi z dosyć niewyraźną miną.
– Tyłek boli? A myślałem, że miałeś na to ochotę – Frank wyraźnie mścił się na swoim partnerze, dodatkowo klepiąc go w pośladki. Zack syknął, ale dzielnie wszystko znosił.
– Już go zostaw, bo jest nam potrzebny.
– Dobra, dobra, to co mamy robić?
Luis zaczął im wydawać polecenia. Okazało się, że chłopcy nadają się nie tylko do zabijania, ale też prac domowych.
Po godzinie wszyscy umordowani zasiedli w salonie. Trawnik krótko przystrzyżony zapraszał swoim wyglądem, podłogi błyszczały jak nigdy, nigdzie nie było widać ani grama kurzy, a duży stół zastawiony był na piętnaście osób. Luis przewidywał w tym także dzisiejszych pomocników.
– To my się już zbieramy – Pablo i Alex zaczęli się zbierać.
– Zostańcie na obiedzie. Nie wypuszczę was po tym jak nam pomogliście.
– Przykro nam Maleńka, ale ja mam obiad z żoną, a Pablo idzie na spotkanie klubu. Przyjdziemy kiedy indziej – to mówiąc zamknęli za sobą drzwi. Luis spojrzał na wstającą właśnie parę.
– O nie, wy zostajecie i nie wywiniecie mi się.
– Ja nie mam zamiaru. Co jak co, ale nasza lodówka świeci pustkami, a ja chętnie poznam twoją rodzinę – Zack puścił mu oczko, na co Luis posłał mu uśmiech.
– Masz braci? – Frank spojrzał na Luisa pytająco.
– Trzech, ale oni są hetero.
– Więc nie ma mowy, że zostawię go tu samego. Popatrz na mnie. Też kiedyś byłem hetero.
Luis zaśmiał się i spojrzał na zegarek. Jego rodzina właśnie powinna dojeżdżać.
– Luis mam jeszcze jedno pytanie – Frank spojrzał a niego poważnie. Lui kiwnął głową, czując jak Tom obejmuje go od tyłu i kładzie głowę na jego ramieniu. – Czy my mamy zachowywać się normalnie? To znaczy, jak para?
– Moja rodzina wie, że jestem z Tomasem i to akceptują. Myślę, że z wami też nie będzie problemu, ale jakbyście mogli… no wiesz.
– Nie uprawiać seksu na stole? Nie ma problemu. No chyba, że coś proponujesz – Zack z uśmiechem rozczochrał włosy Luisowi, ale jemu nie było dane się odegrać, gdyż zadzwobnił dzwonek do drzwi.
– Masz szczęście – Luis jak przystało na dorosłego pokazał Zackowi język i ruszył do drzwi, na co pozostali zaczęli się śmiać. Luis jeszcze uśmiechnął się do nich i otworzył drzwi. Lekko zaskoczony zaprosił do środka Matta, który wręczył Luisowi Butelkę wina i podszedł do Tomasa.
– Dobrze cie widzieć całego – Matt uścisnął rękę Tomasa.
– Ciebie też. Dobrze, że wyszedłeś wcześniej.
– Nic by mi to nie dało, gdybyście nie unieszkodliwili Pietraszowa.
– Tak właściwie, to nie..
– Przepraszam, Tomas, mógłbyś nas przedstawić? Poza tym mamy do ciebie kilka pytań – Frank spojrzał znacząco na Matta. – Rozmawiacie na dosyć dziwny temat.
– Ach tak, przepraszam, mam na imię Matt – Tomas nie zdążył odpowiedzieć, a Matt już wyciągnął do Franka rękę, po czym podał ją Zackowi. – Miło mi was poznać na żywo, Frank, Zack.
Chłopaki wyraźnie byli lekko zdezorientowani. Spoglądali to na Matta to na Tomasa, aż w końcu ich wzrok spoczął na Luisie.
– Nie możecie im wszystkiego wyjaśnić? Gapią się na mnie jakby chcieli torturami wyciągnąć ze mnie odpowiedzi.
– Dobra. Tom, Lui idźcie na zewnątrz, bo William z Molly przyjechali i nie mogą się zabrać z jedzeniem. Ja wszystko wyjaśnię chłopakom – Matt niemal wypchnął ich na zewnątrz.
– Mam się o nich martwić? – Tom uniósł wysoko brwi.
– Matt jest raczej niegroźny. Stosunkowo – Luis uśmiechnął się i ruszył w kierunku Samochodu rodziców.
Molly właśnie nakazywała Williamowi wziąć najpierw sernik, żeby się nie rozpuścił, kiedy ich zobaczyła. Podeszła najpierw do Luisa, by go wycałować i ponarzekać, że rzadko bywa w domu, by później wyściskać także Toma, co sprawiło, ze na twarzy białowłosego pojawił się szeroki uśmiech. Następnie wzięła z rąk męża ciasto i ruszyła do środka.
William nie przywitał Tomasa tak entuzjastycznie, ale z grzeczności podał mu rękę. Niechętnie, co miał doskonale wymalowane na twarzy.
– Tato!
– No co? Przecież nic nie zrobiłem! Jesteś taki sam jak wasza mama.
– Dobrze wiesz co zrobiłeś i masz przestać.
Tomas wyminął ich i zabrał rzeczy, które wcześniej wskazała Molly, po czym zatrzymał się przy boku Luisa.
– Lui, przestań już. Nic się przecież nie stało.
– Stało się. Tato, mam zamiar być z Tomasem przez bardzo, ale to bardzo długi czas, więc jeśli chcesz mnie w ogóle widywać, to musisz się nauczyć szacunku do niego!
Luis Wziął dwie torby i ruszył w stronę drzwi, zostawiając dwóch mężczyzn przy samochodzie. Tomas spojrzał na Williama i nie wiedział co ma zrobić.
– Będziesz miał z nim ciężko. I nie oczekuj, że będziemy najlepszymi przyjaciółmi, bo Luis jest jak moja druga córka. Choć lepiej mu tego nie powtarzaj, bo przyjdzie mnie zabić, zrozumiano?
– Tak jest – Tomas czuł się trochę jak wtedy, kiedy zaczynał w pracy z policją. Był gotów wykonać każdy rozkaz, żeby tylko komuś nie podpaść. Szczególnie komuś, kto jet ważny dla Luisa.
– Tomas! Rusz w końcu tyłek i przynieś szarlotkę! – Luis z daleka przyglądał się rozmawiającym mężczyznom i miał powoli dość tego, że nic nie słyszy.
– Już idę! – Tomas szybko wziął co mu kazano i niemal biegnąc, dotarł do Luisa i pocałował go w policzek, za co został skarcony znaczącym chrząknięciem.
– Taa – Luis niezadowolony spojrzał w kierunku ojca. Pod dom podjechał kolejny samochód, a głośna muzyka oznajmiła im, że rodzeństwo Luisa zaraz znajdzie się w polu widzenia. – Rodzinne spotkanie czas zacząć.